Rodzę się by żyć,
żyję aby umrzeć,
umieram by się znów narodzić.
Gdzie jest tego sens?
Czy zaginął gdzieś
przy kolejnych narodzinach
albo przy kolejnej śmierci?
A może rozwiał go wiatr
z prochami kolejnego życia?
Żyć aby umrzeć
i wciąż popełniać te same błędy.
Nie ma już szczęścia i miłości,
bo rodząc się wciąż na nowo
zostawiam ich cząstkę
wraz z częścią siebie
dla tych, którzy pamiętają,
dla wspomnienia o dawnych latach.
I żyję nie dla szczęścia,
którego już nie ma
i nie dla miłości,
która została w dawnych wiekach.
Żyję dla śmierci,
bo już tylko ona
pozostała niezmienna,
zawsze tak samo sprawiedliwa,
zawsze tak samo zimna
i tak pełna cierpienia,
i tak pełna rozkoszy.
I umieram.
Umieram z nadzieją,
że to już koniec.
Ale rodzę się wciąż na nowo
i znów żyję,
i znów cierpię,
i znów czekam
i tęsknię
i umieram
...