Przyleciała cicho i nie wiem skąd.
Usiadła na przeciwko
i spojrzała na mnie.
Odwzajemniłem jej spojrzenie.
Drgnąłem, gdy dostrzegłem w jej oczach
jaskrawy i zuchwały błysk inteligencji.
Czy to normalne?
Może to tylko złudzenie?
Zapatrzyłem się z namysłem...
Zatopiłem się w tych czarnych oczach
i nagle zdałem sobie sprawę,
że nie patrzę już w oczy wrony.
Przede mną siedziała piękna, czarnowłosa dziewczyna
i wciąż miała w oczach ten zuchwały błysk.
Piękna czarna suknia spływała po jej idealnym ciele.
Oszołomiony, wciąż patrzyłem w te czarne oczy.
Wydusiłem z siebie tylko jedno słowo:
"Jak...?"
Ona przyłożyła palec do ust i szepnęła:
"Ćśśś..."
Wciąż zafascynowany, tonąłem w jej spojrzeniu.
Zobaczyłem w nim coś jeszcze,
te oczy się do mnie śmiały.
Nie zobaczyłem, jak nagle zerwała się z miejsca.
Nie usłyszałem, jak odbiega ze śmiechem
przy wtórze łopotu tysiąca skrzydeł.
Siedziałem zapatrzony w puste miejsce.
Nie pamiętam, kiedy wstałem i odszedłem.
Nie pamiętam, skąd się wziąłem z powrotem w tym świecie.
Ale codziennie wracam w ten cichy zakątek w parku
i każdy łopot skrzydeł przyprawia me serce o drżenie.
Dlaczego nie pobiegłem za nią?
Dlaczego pozostała tylko moim ideałem,
którego nigdy nie znajdę?
Dlaczego nie mogę odlecieć na jej spotkanie?
Kto mi da skrzydła?