Nie doczekawszy godnego pogrzebu
jaki każdemu powinien być dany,
swoją pogardę okazałem niebu
i znowu z raju zostałem wygnany.
I tak tułając się po starej Ziemi,
chodząc wśród ludzi, chociaż nie istniałem,
Żyjąc wśród ludzi, a nie razem z nimi
sens straconego życia zrozumiałem.
Życie to ludzie, a ludzie to życie,
samotność nigdy szczęścia nie przyniesie,
a ja znajdując samotne ukrycie
w cichej pustelni, gdzieś w głębokim lesie,
wciąż okłamując ludzi, którzy wierzą,
że przez ascezę osiągną perfekcję,
patrzyłem jak się ideały burzą,
no i dostałem za to krwawą lekcję.
I tak zginąłem w swojej samotności
z łapy niedźwiedzia (chyba był brunatny),
dane mi było trzask łamanych kości
słyszeć w agonii jako dźwięk ostatni.
I tak zostałem w tej głębokiej głuszy,
na śmierć skazany, ale zasłużenie,
a mej człowieczej, nic nie wartej duszy
w dziedzictwie dane było zapomnienie.